Chcemy odwiedzić pierwszy projekt w ramach Programu dla Tolerancji. Dzwonię do małego gospodarstwa agroturystycznego poleconego przez organizatorów. Przyjeżdżam na  szabas w Pińczowie - mówię - czy można u Państwa zarezerwować pokój na jedną noc?
- To pani. Można, można. A pani jest może narodowości żydowskiej? - pyta głos po drugiej stronie. Jestem zaskoczona. Co kryje się w tym pytaniu - myślę. Szybko stawiam diagnozę - chyba rzeczywiście projekt potrzebny jest w Pińczowie. Za kilka dni dowiem się, że w pytaniu pani Agnieszki było zainteresowanie i ...nadzieja

Pińczów - 13000 mieszkańców, wąskie uliczki i 400-letnia synagoga. To od niej wszystko się zaczęło. Ocalała w trakcie wojny. Mała, surowa, piękna. Po wojnie - skład materiałów budowlanych i nawozów sztucznych. Jerzy Znojek - niestrudzony cichy bohater - dyrektor Muzeum Regionalnego, w prace nad odnawianiem synagogi włączył się w połowie lat 80. Zdaje z nich relację w kolejnych publikacjach: Najpierw opracowano dokumentację konserwatorską i budowlaną synagogi. Prac nie dokończono - zabrakło środków. Dziesięć lat później znalazły się pieniądze na ogrodzenie i wymianę okien. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby w murze synagogi zatapiać fragmenty znalezionych macew. W 1989 roku oddano do konserwacji fragment Aron-ha-kodesz (ołtarza). Studenci w ramach praktyk - za darmo - pracowali nad tym 6 lat. Na początku lat dziewięćdziesiątych Jan Górecki otworzył wystawę "Polacy i Żydzi w Pińczowie Miejsca i ludzie, których nie ma. Setki twarzy, o których nie można już było potem zapomnieć - opowiada Jerzy. Nie przestawał walczyć o synagogę. Spotkania, seminaria, setki listów, telefonów i wysiłek dziesiątek osób powoli zaczynał procentować. Napływają pierwsze dotacje: wsparcie od ludzi i instytucji - konkretne pieniądze, za które udaje się: wymienić dach, izolować mury, otynkować budynek, aż wreszcie w 2002 roku odnowione zostają malowidła i renesansowe portale. Synagoga powoli wraca do czasów swojej świetności. W nocy, podświetlona przyciąga uwagę.

Jest gorący czerwiec 2006 roku. Mury pińczowskiego Muzeum przynoszą chłód. Jest spokojnie. Trudno wyobrazić sobie, że to właśnie dziś pierwszy raz po 65 latach w pińczowskiej synagodze będzie świętowany szabas. Chciałabym od razu wiedzieć, jak do tego doszło, poznać całą historię, zapis wysiłków i pracy wszystkich ludzi. W spojrzeniu Jerzego jest prośba - nie dziś. Uśmiecham się.

Na kogo czeka Jerzy Znojek?
Na Leona Radinskiego z Huston, który razem z ojcem wyjechał przed wojną do Ameryki, a wiele lat później wrócił i podarował 20 000 $ na remont pińczowskiej synagogi.
Na Abrahama Potezmana, który do dziś jest świetnym krawcem, a rodzinny Pińczów odwiedza co kilka lat.
Na Saula Rubinka, znanego aktora i reżysera z Hollywood, urodzonego po wojnie w Niemczech, którego rodzice  przetrwali schowani u państwa Baniów z podpińczowskich Włoch.
Na Sarah Rembiszewski, bibliotekarkę z Tel Avivu. Wuj jej matki, Zygmunt Zeman Fajnsztat, po ucieczce z transportu założył grupę partyzancką Batalionów Chłopskich i zginął w potyczce z Niemcami.
Na Izaaka Golda z Kanady, producenta odzieży sportowej, którego można zobaczyć na fotografii w synagodze z opaską Dawida na ramieniu.

Zaglądam na próbę przedstawienia, które dzieci z gimnazjum pokażą dziś gościom. Sztuczne pejsy nie chcą się przyczepić do krótkich chłopięcych włosów. Może nie są potrzebne? Może da się opowiedzieć o szabacie bez nich? Uciekam na słońce. Mały chłopiec przed kościołem trzyma program dzisiejszego wydarzenia "Odnowienie i Pamięć - Szabat w Pińczowie."  Babcia wyrywa mu kartki z rąk - Skąd to masz? Żyd jakiś jesteś? Polak jesteś, Polak mały, Jaki znak Twój?.... Wokół kościoła maszeruje procesja na czele z dużym postawnym księdzem - to na pewno proboszcz. Za kilka godzin zobaczymy go w synagodze.

Napływają goście. Uśmiechnięty starszy pan
w dużych okularach z żoną, córką i synem. To Abraham Potezman. Przyjechał z Belgii, słabo mówi po polsku, ale próbujemy się porozumieć. Kiedy pytam o to jakie to uczucie po latach brać udział w takich uroczystościach w rodzinnym mieście - nie odpowiada. Nie rozumie, albo nie chce zrozumieć. Ożywia się dopiero przy pytaniu o to, co zmieniło się w Pińczowie. Niewiele, nic się nie zmieniło. Tylko Nida zmieniła swój bieg.

Zapełnia się sala widowiskowa w domu kultury. Miejscowi i przyjezdni siadają wspólnie. Jerzy Znojek stara się witać wszystkich, nikogo nie przeoczyć, a że gości jest wiele co chwilę rozlegają się powitalne brawa.

Na scenę wchodzą po kolei dzieci z przedstawieniem o Szabacie, orkiestra z pińczowskiej szkoły muzycznej. Dziewczyny, które mają zatańczyć dla nas żydowskie tańce - śmieją się przed wejściem - Najpierw, jak usłyszałyśmy hasło - tańce żydowskie - to nam się to nudne wydawało. Później wciągnęłyśmy się. Na próbach było wesoło. Nauczyłyśmy się tylu nowych rzeczy - opowiada Ania. W ich tańcu na scenie widać radość, lekkość i zabawę. Chyba o to chodziło.

Idziemy w stronę synagogi. Popołudniowe słońce ciepło oświetla Pńczów. Tu, w rynku nad apteką, była poczta... Stąd zaczynała się dzielnica żydowska a tu stał dom Rabina. Dalej mykwa, dom modlitw.- opowiada po drodze Abraham. W powietrzu czuć atmosferę święta. Przed synagogą zebrało się ponad 200 osób. Są ludzie z gmin żydowskich w Warszawie, Krakowie, Białymstoku, przedstawiciele organizacji żydowskich, jest pińczowski komendant policji i straży miejskiej, proboszcz, nauczyciele, burmistrz i przedstawiciel wojewody. Jest też Michael Traison - amerykański adwokat, człowiek z misją, orędownik dialogu polsko-żydowskiego. To jego upór w dużym stopniu doprowadził do dzisiejszego wydarzenia. Kiedy w 2005 roku trafił do Pińczowa pierwszy raz obejrzał wystawę starych fotografii i małą piękną synagogę. Niedługo potem przysłał wiadomość pod tytułem: kolacja szabatowa w Pińczowie: "Odnowienie i pamięć" - wspomina Jerzy.

Później było jeszcze kilka spotkań. Ksiądz Józef Zdradzisz - probosz parafii - opowiada jak zaprosił Traisona do swojego kościoła - powiedziałem mu -  przyjdź na mszę niech ludzie zobaczą Żyda. Bałem się jak to wyjdzie, ale ludzie siedzieli i słuchali. Traison na wspomnienie tamtego wydarzenia uśmiecha się - Chciałem im opowiedzieć, o tym co chcemy zorganizować w Pińczowie. Po prostu. Był środek zimy, kilkanaście stopni mrozu - a oni siedzieli i słuchali.

 

Zaczynają się uroczystości. Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich przysłał list. Jesteśmy członkami czegoś wyjątkowego. Cieszmy się - napisał. Gimnazjaliści, którzy brali udział w konkursach: historycznym, fotograficznym i plastycznym, teraz dostają nagrody. Na koniec mówi do nich kilka słów Michael Traison. Mówi do nich tak, jak mało kto mówi do młodych w Polsce. Mówi tak, żeby poczuli się wyjątkowi - Macie w sobie przeszłość i przyszłość. Kiedyś powiecie swoim dzieciom, że 16 czerwca 2005 byliście tutaj kiedy pierwszy raz po 65 latach żydzi modlili się w tej synagodze. Tu są głosy Mosze, Sary, Mojżesza - miejcie je w swojej głowie. Patrycja siedzi w pierwszym rzędzie i chłonie każde słowo. Uczy się w gimnazjum - później powie  - Cieszę się, że ta synagoga nie jest pusta, że dzieciaki nie grają tu jak kiedyś w piłkę. Na konkurs wysłałam czarno-białe zdjęcia cmentarza żydowskiego i synagogi. Chyba chcę zająć się fotografią w przyszłości.

Zachodzi słońce. Rozpoczyna się Kabalat Szabat. Do udziału w uroczystości zaproszeni są wszyscy. Miriam opowiada o tym czym jest Szabas. Można zadawać pytania, więc młodzi ludzie pytają. Pytają gimnazjaliści z Pińczowa i pytają też młodzi niereligijni Żydzi. Tora wypożyczona z Synagogi Nożyków w Warszawie spoczywa w niszy Aron Hakodesz. Michael Traison rozpoczyna modlitwy. Parawan oddziela część kobiecą od męskiej. Razem z kobietami oglądam niezwykły teatr cieni. Opasany tałesem Yaakov trzyma na małego synka w ramionach. Śpiewa i modli się. Mały śpi.

O czym myśli Jerzy Znojek podczas modlitw? Może wciąż szuka wzrokiem: Leona Radinskiego, Saula Rubinka,  Pani Rembiszewskiej, Izaaka Gold...

Wychodzimy przez synagogę. Jest gorąco, od murów odbijają się nasze głosy. Czas na kolację Szabasową. Długie stoły zasłane ceratami. Przedziwny widok - sala rodem z PRL-u w odremontowanym pałacyku pełna Żydów. Jest radośnie, są pieśni, przemówienia, toasty. Jemy chałę, śledzie, sałatki, rosół z macą. Nad koszernością wszystkiego czuwał Meszgiah w wielkim kapeluszu. Są specjalne podziękowania dla pani Kazi z kuchni i całego personelu.

Nocą wracamy do naszego pensjonatu. Kilka godzin snu i w drogę. Pani Agnieszka nie chce nas wypuścić pijemy więc herbatę, kawę i znowu herbatę. A nasza gospodyni opowiada historię swojej rodziny. Opowiada o matce, która przechowała podczas wojny pewną żydowską rodzinę, o drzewku jej imienia, które rośnie w Yad Vashem i o tym jak z ojcem od lat szukają jakiegoś kontaktu, znaku. Tak bardzo chcielibyśmy  wiedzieć, że u nich wszystko dobrze.

tekst: Marta Białek
zdjęcia: Marta Białek, Piotr Stasik