Życie naukowe to nie wszystko, zawsze warto jest robić coś więcej - coś dla ludzi, a nie samej nauki - śmieje się na powitanie Kasia Niziołek z Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku. Spotykamy się w małym pokoiku potężnego gmachu uniwersyteckiego. Na korytarzach tablice pełne informacji o dyskusjach i spotkaniach organizowanych przez Koło Socjologów, Koło Antropologii Wizualnej i Dyskusyjny Klub Filmowy. To tutaj narodził się pomysł, żeby wiedzę socjologa połączyć z praktyką działania w społeczności lokalnej. Żeby nie tylko wykładać o wielokulturowości, ale poszukać jej zupełnie blisko siebie.

A jest czego szukać - dopowiada Radek Poczykowski - tak, jak Kasia - młody wykładowca socjologii. Piłsudski kiedyś powiedział, że Polska jest jak obwarzanek. Cenna tylko po brzegach, a pusta w środku. I trochę tak jest, że to właśnie Kresy są najżywsze i kulturowo najciekawsze.

Magda - jedna ze studentek - mieszka niedaleko Michałowa. A oni szukali małej wsi - chcieli, żeby projekt był widoczny. Myśleli o miejscu, gdzie wielokulturowość jest codziennością - a w Michałowie prawie połowa mieszkańców to prawosławni. Potrzebowali miejsca historycznie wielokulturowego, a tutaj przed wojną mieszkali Żydzi, Niemcy i Białorusini. Zależało im, żeby mieć wsparcie w mieszkańcach. W Michałowie działają dwa stowarzyszenia, więc znaleźli swoje dobre duchy - Agnieszkę Tarasiuk ze Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej WIDOK, Annę i Wojtka Pappai ze Stowarzyszenia Anawoj. Kiedy okazało się, że dyrektor domu kultury także zaprasza ich do siebie i chętnie pomoże - zdecydowali - zaczniemy działać w Michałowie.

Istnieje wiele sposobów mówienia, pisania i uczenia o przeszłości. Jednym z nich jest Wielka Historia, opiewana w dziełach literackich, uczona w szkole, upamiętniana na pomnikach. Wielka Historia byłaby pozbawiona treści bez Małej Historii, tej, która wyłania się z opowieści starszych ludzi, z pożółkłych zdjęć w rodzinnych albumach, z opowiadanych w miasteczku anegdot czy legend - napisali, kiedy już udało im się nazwać to, co chcą robić. Wiedzieli, że chcą spróbować pracy z dziećmi i nauczycielami - czuli, że to ich droga do tego, żeby zacząć mówić o historii wsi.

Pomyśleliśmy, że spróbujemy wspólnie z młodzieżą odtworzyć to, jak starsi ludzie pamiętają Michałowo. Ta pamięć od początku bardziej interesowała nas od rzeczywistej, "obiektywnej" historii. Zadaliśmy sobie pytanie, jakie mechanizmy rządzą naszą pamięcią - opowiada Kasia.

Do projektu zaprosili nauczycieli i dzieci. Zorganizowali spotkania i wstępne warsztaty, a potem ogłosili konkurs na: reportaż z przeszłości i mapę pamięci Michałowa. Dzieciaki pracowały, zbierały opowieści, odwiedzały starych mieszkańców wsi. Chyba wszyscy najbardziej polubili wieczory u pani Niny Gorbacz. Monika, uczennica liceum, opowiada - Nina śpiewała nam piosenki, mówiła wiersze, które pamięta jeszcze z dzieciństwa. Barwnie i żywo opowiadała historie ze swojej młodości. Cały czas mam przed oczami jej opowieść, jak jeszcze przed wojną, gajowy wywrócił dzban z malinami, który niosła z tatą dla matki. Dosłownie jakbym czuła ich zapach.

Ania uczy się dopiero w podstawówce, ale też wciągnęła się w projekt. Dowiedziałam się o historii hrabiny, która rozdawała dzieciom słodycze, o dobrym lekarzu i aptekarzu-Żydzie, który dawał lekarstwa "na kreskę".

Ewa Dąbrowska, która pomagała w organizacji konkursu mówi, że najbardziej cieszy ją to, iż dzieciom udało się w swoich opowieściach uchwycić "kadr z życia Michałowa".

W końcu przyszedł dzień ogłoszenia wyników konkursu. W rozświetlonej świątecznymi światłami sali domu kultury zebrały się dzieci i młodzi ludzie ze szkół w Michałowie i okolicach. Przyszły dzieci ze wsi Nowa Wola razem z prawosławnym księdzem - roześmianym batiuszką, ambitne licealistki z Zespołu Szkół, mamy. Jest odświętnie, dziennikarz z białostockiej prasy robi "prawdziwe" wywiady z uczestnikami, błyskają flesze. Zwycięzcy odbierają nagrody, ale wspaniały dyplom dostaje każdy uczestnik.

Pani Justyna Trojanowska - dyrektor szkoły w Nowej Woli - mówi - dzieci trudno zachęcić do historii, ale tym razem się udało. Spodobało im się to, że muszą same biegać i zbierać informację. Chciałam zaprosić na spotkanie do szkoły starsze osoby ze wsi - ale dzieciaki były szybsze i same do nich pognały. Takie poszukiwania w jednej dziedzinie sprawiają, że chcą szukać i na innych polach. A wielokulturowość? To dla nich codzienność. Kiedy organizujemy jasełka - są pieśni katolickie i prawosławne. Dzieci same pilnują, żeby było sprawiedliwie.

Nagrody się nie kończą. Wszyscy pojadą jeszcze na wycieczkę do Białegostoku i wezmą udział w warsztatach prowadzonych przez Agnieszkę - artystkę ze Stowarzyszenia WIDOK - opowiada Kasia. Agnieszka uśmiecha się i mówi, że przyjrzy się dzieciom i zobaczy, na co są gotowe i co chciałyby jeszcze zrobić ze swoimi poszukiwaniami historii. Chcę ich też uwrażliwić na to, że wspólne życie ludzi różnych kultur czasami bywało trudne. O tym też trzeba rozmawiać - dodaje.

Agnieszka razem z mężem i dwójką dzieci kilka lat temu zamieszkała pod Michałowem. Zatoczyliśmy taką rodzinną pętlę - mąż wrócił do domu swojego dziadka. Zapraszają nas do starego domu z dużym drewnianym stołem. Pijemy wino, Kasia, Ewa, Radek i Magda odetchnęli z ulgą - wszystko się udało. Dyskutują i zastanawiają się, co warto jeszcze zrobić. Jak sobie poradzić z trudnymi pytaniami dzieci, jak powiedzieć im, że czasem to, co słyszą o ludziach innej narodowości nie musi być prawdą. Jak wiele mamy różnych stereotypów - zastanawia się Ewa. Sama pochodzi z rodziny katolicko-prawosławnej. Wszyscy twierdzą, że powinnam mieć kryzys tożsamości - a ja go nie mam - śmieje się. Człowiek pewne rzeczy w sobie układa i widzi więcej - dodaje.

Dzieci Agnieszki biegają po domu. Oglądamy zdjęcia ze starych projektów i snujemy plany na przyszłość. Przy tym stole wspominając dzisiejszy wieczór - czuje się sens działań Agnieszki, Radka, Kasi, Magdy, Ewy. Przypominam sobie słowa 17-letniej Moniki -zwyciężczyni konkursu na reportaż z przeszłości Michałowa - Takie grzebanie w historii jest fajne, odkrywa się różnorodność. Co zyskałam przez udział w tym projekcie? Chyba jestem pewniejsza siebie i może jeszcze to, że kiedy chodzę teraz po Michałowie to widzę też to, czego nie ma.

 

Tekst i zdjęcia: Marta Białek