Wymieszają się? - zastanawia się mały chłopiec mrużąc oczy i wpatrując się w niebo. Nie wymieszały się, ale cały czas lecą blisko siebie - odpowiada mu starsza kobieta nie spuszczając oczu z szybujących, kolorowych balonów. Białe i czerwone wznosiły się tuż obok żółto-niebieskich. Przyglądało im się więcej ludzi, nie tylko chłopiec ze swoją babcią. Na drodze do przejścia polsko-ukraińskiego stało kilkaset osób. Większość starszych, trochę młodzieży i grupka dzieci - wszyscy elegancko ubrani, chociaż pantofle grzęzły w ziemi, a kurz unoszący się nad polem brudził garnitury. Jeszcze trzy lata temu były tu krzaki i takie błoto, że mi się krowy topiły - mówił jeden z mieszkańców. Odkąd odbywa się jarmark transgraniczny i na jeden dzień w roku otwierana jest polsko-ukraińska granica, zrobiono w tym miejscu prowizoryczny mostek, do którego prowadzi wydeptana ścieżka.

Korczmin to wieś w województwie lubelskim tuż przy granicy z Ukrainą, która  ma prawdziwy skarb - najstarszą na Lubelszczyźnie drewnianą cerkiew greckokatolicką. Stąd pochodzi też znana w okolicy i cudowna ikona Matki Boskiej. Przed II wojną światową Korczmin był dużą wsią zamieszkałą głównie przez Ukraińców, wysiedlonych stąd po 1945 roku. Kiedy w 1951 roku wieś przedzieliła granica - po polskiej stronie została opuszczona cerkiew, a po ukraińskiej cudowne źródełko. Cerkiew niszczała przez blisko 40 lat, od 2004 roku dzięki staraniom i pracy wielu osób - znów odżyła. Wtedy też narodził się pomysł autorstwa księdza Stefana Batrucha, by wykorzystując święto Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny, które kiedyś łączyło wyznawców wszystkich religii - symbolicznie połączyć wsie. I tak, po raz trzeci w 2006 roku na podkorczmińskich łąkach zorganizowano tymczasowe przejście graniczne - by podzielona wieś mogła znów być razem.

Państwo Hawrylukowie przyjechali do Korczmina z Elbląga. Pan Danyło (czyli Daniel - jak tłumaczy żona) urodził się w Korczminie, a w 1947 roku został wysiedlony na Pomorze. Liczy, że spotka się z rodziną, która została wtedy na Ukrainie. Piszą do siebie listy, ale nie widzieli się kilka lat. I rzeczywiście, pół godziny później, po przejściu na ukraińską stronę spotykają bliskich.

Do Korczmina dociera tego dnia także polsko-ukraińska grupa młodych ludzi, którzy przez tydzień wędrowali po wsiach wzdłuż granicy. Po obu jej stronach zbierali opowieści mieszkańców, szczególnie najstarszych, którzy pamiętają Korczmin sprzed 1951 roku. Historia wsi była głównym tematem badań, ale zwykle okazywała się pretekstem do snucia osobistych, poruszających historii. To było jak kilka dni pośród duchów - mówiła Natalia Kościak z Ukrainy. Popołudniu maleńka, drewniana cerkiew korczmińska zapełniła się osobami chętnymi do wysłuchania opowieści z wyprawy. Ludzie, z którymi rozmawialiśmy o przeszłości i pamięci, którzy wpuszczali nas do swoich domów i dzielili się swoimi prywatnymi historiami, nie mogli pozostać tylko bohaterami wywiadów, zwykłymi informatorami, każdy stał się dla nas ważną osobą, z własnymi historiami i dramatami - opowiada Małgosia Nieciecka.

 

Z grupą studentów wędrowała Orkiestra Świętego Mikołaja - muzycy od wielu lat poszukują śladów kultury tradycyjnej, również z terenów Roztocza. Także dla nich wyprawa była czymś inspirującym i ważnym. Marcinowi Skrzypkowi z "Mikołajów" nie daje spokoju myśli, że na wiele rzeczy jest już za późno. Czas działa na naszą niekorzyść. Nie zdążyliśmy, na przykład, porozmawiać z nauczycielem z Korczmina, który był, podobno, najlepszym źródłem informacji o przeszłości wsi. Trzeba pamiętać, że z każdym rokiem jest coraz mniej osób, które potrafią i chcą dzielić się swoimi historiami i wspomnieniami - opowiada Marcin.

Kilkunastoosobowa grupa przywiozła 10 zapisanych taśm, niezliczoną ilość wspomnień i poczucie odpowiedzialności za wszystkie zebrane historie. Gosię, studentkę z Lublina, spotkałam podczas koncertu na korczmińskiej łące. Zmęczona po kilkudniowej wędrówce z plecakiem, z odciskami na stopach, w przemoczonych butach, nadal miała mnóstwo energii, tańczyła do ukraińskiej muzyki "Orkiestry...". Wyjazd dał mi dużo radości, to dla mnie ważna przygoda. Bardzo chciałabym wrócić do odwiedzanych wsi. Przeprowadzić kolejne długie, czasem trudne rozmowy. I trzeba koniecznie wymyślić sposób, w jaki można podzielić się tym skarbem - tymi zebranymi opowieściami z innymi. A potem trzeba zacząć myśleć o kolejnej wędrówce.

Tekst: Magda Kubecka
Zdjęcia: Piotr Stasik